7 stycznia 2016

Debiut i kilka słów na wprowadzenie

Pierwszy wpis zawsze jest szczególny, a ten nie mógłby dotyczyć czegokolwiek innego, jak nie mojego dzieciątka. Nie wiem czy opowiadać Wam o tym, jak się pisało, kiedy najlepiej, czy w ciszy, czy z muzyką...
- każdy, kto pisze lub pisał kiedykolwiek, wie, jak to wygląda i ma własne sposoby na wenę, na zastój, na cokolwiek pochodnego. Zresztą to chyba nie jest najciekawsze. Dlatego uznałam, że będzie lepiej, jak powiem coś więcej na temat samej książki, być może wyjaśniając przy tym niektóre wątpliwości. 
        "Śpij spokojnie" sama określam jako dramat psychologiczny. Żyję co prawda krótko, ale miałam okazję poznać osoby z podobnymi problemami, z którymi boryka się jeden z głównych bohaterów. Rozmawiałam z nimi, starałam się wgryźć w to, co im dolega. I muszę przyznać - byłam (nadal jestem) tym zafascynowana. Zaczęło się czytanie, szukanie, pogłębianie informacji. Wiedziałam, że pierwsza powieść będzie dotyczyła bardziej lub mniej, ale właśnie tego. I dokonało się. Ale obok zagadnienia, którego celowo nie nazywam po imieniu, pojawiają się inne wątki. Drugi z głównych bohaterów, a w zasadzie bohaterka staje przed ciężkimi wyborami, musi podejmować decyzje, o których wolałaby nawet nie myśleć. To nie romans, to nie typowa literatura kobieca, chociaż w trakcie czytania można na początku uznać, że właśnie do tego pierwszego to zmierza. Nic bardziej mylnego, ale mogę to chyba nazwać pożądanym efektem zaskoczenia. Poniżej znajduje się zdjęcie okładki z przodu i z tyłu. Numer ISBN powinien być widoczny. Szablon dostępny był na stronie, zdjęcie, które widzicie wykonała moja znajoma, Joanna Zagajna, natomiast o kolory i pozostałe teksty zadbałam sama. Jakość nie jest najlepsza, wiem, ale nie posiadam żadnego lepszego aparatu. Porządne zdjęcie można zobaczyć na stronie książki, podanej w zakładkach na górze. 


          Przy okazji chciałabym też wyjaśnić tych kilka spraw, o których wspomniałam. Książki nie wydało żadne, znane wydawnictwo (Prószyński lub Albatros i im podobne). Owszem, pukałam do tych i wielu innych drzwi, niestety jednak warsztat okazał się niewystarczający (co wcale mnie nie dziwi) i nie otrzymałam odpowiedzi albo była ona odmowna. Wydanie własne w innym kosztowałoby zdecydowanie za dużo, dlatego o "Śpij spokojnie" zapomniałam na bardzo długo. Leżało na dysku, czekało. Aż wreszcie Facebook podsunął mi stronę Ridero. Spółki oferującej druk książki na życzenie autora, nadanie numeru ISBN i publikację w księgarniach internetowych, jeśli zamawiający sobie tego życzy. Cena była i jest naprawdę dobra, więc długo się nie zastanawiałam. Nie chodziło i nie chodzi o rozsyłanie do księgarni, o Empik czy Matras. Chodzi o to, żebym miała ją w rękach, żeby była moja, wyjątkowa, papierowa. Rodzice jak zawsze okazali się nieocenionym wsparciem i to właśnie dzięki im dostałam pierwszy nakład, a dzisiaj zamówiłam kolejny. 
          Zdaję sobie sprawę, że nie jest to majstersztyk. Że nie trafi do rzeszy odbiorców. Ale może trafić do tych, którzy są po prostu ciekawi. Którzy chcą zobaczyć, jak ten debiut wygląda od środka, którzy chcą poznać historię Mikołaja i Wiktorii. Dlatego staram się dotrzeć do Was, bloggerów, czytelników, którzy prawdopodobnie mają takie same marzenia. Reklamuję się na Facebooku, tumblrze, a teraz i tutaj. W tym miejscu chciałabym też wspomnieć o blogu, jaki kiedyś prowadziłam.            Być może niektórzy z Was pamiętają onetowskiego "Kolekcjonera uczuć"? Nie pamiętam, jakim nickiem się wówczas posługiwałam, ale był to i jest swoisty pierwowzór "Śpij spokojnie". Niewiele co prawda zostało, za to mnóstwo się zmieniło, ale sądzę, że jeżeli znajdzie się ktoś, kto Kolekcjonera czytał lub oceniał, znajdzie pewne podobieństwa. 
         Na sam koniec chciałabym Was zachęcić do zapoznania się chociaż z częścią tekstu, dostępnego na stronie książki. Do wyrażania swoich opinii, jakichkolwiek, bo na wszystkie jestem otwarta. Do sugestii, rozmowy, dyskusji. Również do kupna, jeżeli uznacie, że warto. Wtedy po wszystkie szczegóły zapraszam na rozmowę drogą mailową lub na Facebooku. Jeżeli nie, dajcie mi znać, co w ogóle myślicie na temat przeczytanego fragmentu. A ja póki co będę czekać i pracować nad kolejnym pomysłem. Dodam też, że nie zamierzam się poddawać - z kolejną książką znów będę nawiedzać większe wydawnictwa, mając nadzieję, że tym razem się uda. Nie wolno w końcu rezygnować z marzeń - zawsze to powtarzałam, zawsze mi to powtarzano, a teraz miałam okazję nawet się o tym przekonać. I Was też na to uczulam. Warto ryzykować. W końcu kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana! :) 

          Pozdrawiam każdego czytającego i do zobaczenia (mam nadzieję) w następnym poście! 

10 komentarzy:

  1. Kolekcjoner Uczuć mocno mi świta z Onetu, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, czy ty przypadkiem nie pisałaś jakiegoś bloga o Naruto? Bo chyba Cię kojarzę z tamtych czasów... (;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisałam, pisałam, ale to było naprawdę dawno temu... Na pewno z parą ItaSaku, adresu za nic sobie nie przypomnę. Ale cieszę się, że Kolekcjonera też kojarzysz! :D

      Usuń
    2. Wcale nie tak dawno. Plus/minus osiem lat temu, jeśli miałaś nick Carmen, to prowadziłaś bloga secrets-of-life, nomen omen SakuSasu. Mam dobrą pamięć do blogasków. c;

      Usuń
    3. O rany! Tak, faktycznie. Teraz mi sie przypomniało. I nick, i adres. No to powiem Ci, że mnie zaskoczyłaś, bardzo pozytywnie oczywiście. :D Stare, dobre czasy, haha.

      Usuń
  2. Już Ci to mówiłam osobiście, ale powiem jeszcze raz; cholernie podobała mi się książka i cieszę się, że mogłam ją przeczytać nim trafiła na półki. Nie mogę się doczekać aż w końcu dostanę ją osobiście do ręki i stanie także na mojej. Chętnie po nią znów sięgnę, żeby sobie móc przypomnieć. <3 Podziwiam Cię, serio. Za to, że w tak młodym wieku stworzyłaś tak dobrą, a przynajmniej dla mnie książkę, (trochę ich już przeczytałam) i nie mogę doczekać się kolejnej, choć wiem, że trochę potrwa napisanie jej, zwłaszcza w tym czasie. Z niecierpliwością czekam na kolejne wpisy! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko wiedziałam, wiem, ale i tak miło przeczytać jeszcze raz. Zwłaszcza, że mam świadomość szczerości Twoich słów. Cieszę się ogromnie, że aż tak Ci się podobała, w końcu o to chodzi głównie, tak? Żeby trafiła w jakikolwiek sposób do czytelników. A dostaniesz już niedługo, cierpliwości! <3

      Usuń
  3. Zostawiłaś u mnie wiadomość, więc postanowiłam zajrzeć, gdyż sama miałam kiedyś do czynienia z podobnymi sprawami, ale ze stron wydawnictw to też wyglądało podobnie, jak u Ciebie.
    Bardzo fajnie, że mogłaś spełnić swoje marzenia. To zapewne świetne uczucie, móc trzymać w rękach swoje własne dzieło w pięknej okładce. Jeszcze takie pytanie, bo cały ten proces mnie zaciekawił. Czy ta spółka, która zajęła się wydaniem Twojej książki również dokonała wszelkich poprawek tekstu, błędów etc.?
    Pozdrawiam ciepło i życzę wielu sukcesów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że zawitałaś. :) I owszem, uczucie jest nie do opisania, naprawdę. A duma widziana w oczach rodziców tym bardziej! Co do Twojego pytania - Ridero na polskim rynku istnieje dopiero od pół roku, aczkolwiek nadal poszerzają swoją afertę. Aktualnie za dopłatą można wspomóc się osobistym asystentem, natomiast w przyszłości (zapewne niedalekiej) zostaną zatrudnione osoby na stanowisko korektora/edytora tekstu oraz projektanta okładki. Spodziewam się, że również za dopłatą, jako usługi udzielane na specjalne zlecenie autora.
      Dziękuję, życzę Ci tego samego i pozdrawiam cieplutko!

      Usuń
  4. Jej, to wspaniałe, że spełniasz swoje marzenia! Naprawdę!
    Bardzo chciałabym przeczytać twoją książkę, kupić ją. Sama również tworzę opowiadanie, zastanawiam się nad takim rozwiązaniem. Osobiście bardzo się cieszę, że tutaj trafiłam!

    3maj się!
    Pr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli nadal jesteś zainteresowana, to zapraszam do kontaktu mailowego lub fejsbukowego, coś zdziałamy. :) Dziękuję za zainteresowanie, cieszę się, że zajrzałaś. I poproszę przy okazji o adres bloga z opowiadaniem, o ile je publikujesz. :D

      Usuń